Pod skórą Pragi kryje się układ krwionośny miasta: sieć pasaży. Biegną przez budynki, łączą kwartały, pozwalają szybko przejść centrum.
Jednak pasaże to system dla wtajemniczonych, dla obcych mogą oznaczać utknięcie w labiryncie. Pozornie nieskomplikowane, tworzą liczne odnogi i ślepe zaułki. Za zakrętem korytarza wyłania się kolejny korytarz, coraz bardziej opuszczony, coraz mniej realny. W ciemnawych knajpach tkwią zakurzeni goście, którzy już dawno nie widzieli słońca.
Kilka pasaży (np. Koruna, Rokoko lub Adria) oddano turystom. Inne są dla miejscowych: od lat nieremontowane, szczerbate, z odpadającymi stiukami. Tylko detale wskazują, że to dawne salony. Czasami odstrasza cerber: w Pasażu Stepanska (autorstwa ucznia Le Corbusiera) wstępu broni sklep z odzieżą dla motocyklistów i glanami. Wewnątrz stróżuje kobieta pokryta tatuażami. Lepiej szybko wrócić do Lucerny, przejść przez pasaż U Novaku, potem skok przez ulicę i pasaż Svetozor, który spotyka się z pasażem Alfa u wejścia do Ogrodu Franciszkanów. Tu można przycupnąć wśród zieleni lub zniknąć w pasażu U Styblu, prowadzącym (albo i nie) na Plac Wacława.
Mniejszych i większych pasaży jest w Pradze kilkadziesiąt. Wystarczą lina, latarka i zapas jedzenia. W drogę!